Brakuje mniej niż dwa tygodnie do wyjazdu...

Budapeszt spadł mi z nieba. Nie planowałam, do głowy mi nie przyszło. Z ciekawości wzięłam udział w konkursie na zdjęcie Interhome. Moje zdjęcie wygrało pierwszą nagrodę - weekend w Budapeszcie, ostatni weekend lutego 2010 dla dwu osób. Dzięki tej nagrodzie nie tylko ja, ale też i moja najstarsza córka, mamy okazję oderwać się na chwilę od rzeczywistości i poszybować do Pesztu, gdzie czeka nas mieszkanko dokładnie na przeciwko góry Gellerta...

Ponieważ w międzyczasie kupiłam bilet na majowe trzy dni na Sycylię, a tamte rejony są mi bliższe, i łatwiejsze do marzeń, trudno mi było zacząć planować Budapeszt. Sycylię mam rozplanowaną, wiem co tam chcę robić niemalże co do godziny, a przewodnik po Budapeszcie miesiącami otwarty na jednej stronie...

W końcu jednak ruszyło: zaintrygowały mnie namowy znajomych, aby będąc w Budapeszcie odwiedzić jakieś kąpielisko... Prychałam na te pomysły z oburzeniem - nie po to jadę tam, żeby iść na basen! Ale potem, patrząc na prognozy pogody, które coraz bardziej odsuwają wizję wiosennego zwiedzania miasta w kierunku zwiedzania zimowego (brrr!) zaczęłam szukać tego, co by tam można robić W ŚRODKU. Bo ja, jak niedźwiedź, zimą siedzę w norze a nie łażę po świecie... No, ale choć mieszkanko w Budapeszcie dają nam sympatyczne, to przecież nie przesiedzimy w nim trzech dni...

No i zaczęłam szukać wiadomości o kąpieliskach. I to co znalazłam, zafascynowało mnie! Dla mnie basen, to basen. Tłum, wrzask, kafelki, beton. Pływać trudno, bo ścisk. Takie mam skojarzenia.A tam - pałace, a w nich między kolumnami - woda. Ogromne przestrzenie gorącej wody, elegancja, cudna architektura...

Złapałam bakcyla. Musi być kąpielisko. Wybrałam - Szechenyi Furdo. Tam pójdziemy. Muszę spróbować, jak się można kąpać zimą pod gołym niebem. Muszę porobić tam zdjęcia, ryzykując nawet zamoczenie aparatu. Tańszy jest bilet wieczorny na basen, ale wtedy nie zobaczymy jak tam jest ładnie, i nie zrobimy zdjęć... Ale sama jeszcze nie wiem, wieczorem, rano, po południu - ważne, że rzucamy się na głęboką wodę!

Przewertowałam internet. Obejrzałam wszystkie zdjęcia z Budapesztu na Kolumberze. Wymęczyłam City Hopera, który zamieścił letnie zdjęcia z NASZEGO kąpieliska. Wymęczyłam znajomą, która mieszka w Budapeszcie. Zmusiłam do uległości córkę, która za żadne skarby nie chciała iść zimą na basen. 

Kupiłam czepek. Kupiłam buty na wielogodzinne chodzenie po mieście. Buty są co prawda trekkingowo górskie, ale kupiłam je na całą moją wędrowną przyszłość...

Zaczyna się odliczanie... 

  • Zdjęcie, dzięki któremu jedziemy do Budapesztu

Teraz już tylko godziny odliczamy, nie dni...

Wyruszamy jutro, samolotem LOT, o 7.35. Dziś zrobiłam odprawę przez internet, wydrukowałam karty pokładowe, wybrałam miejsca w samolocie. Bardzo fajna sprawa! Teraz małe pakowanie, niewielkie zakupy no i te nieszczęsne 200 euro potrzebne na kaucję za mieszkanie Interhome. To chyba największy problem... No, ale dzięki temu będę miała troszkę euro na Sycylię - choć wolałabym TERAZ myśleć o Budapeszcie a nie o Sycylii. 

Jadę z moją córką najstarszą, Alką. Mamy nadzieję, że to będzie sympatyczny wyjazd. Pogoda w Budapeszcie zapowiada się niezła, koło 10 stopni... Najgorsze, to konieczność wstania wcześnie rano, reszta to już z górki:)

Mam nadzieję, że uda mi się złapać połączenie z internetem i na bieżąco pisać relacje z tych trzech wygranych dni. Będzie mi miło, jeśli ktoś tu w tym czasie zajrzy no i pokciukuje żeby nic nam nie popsuło radości:) 

Siedzimy sobie na schodach kamienicy przy Veres Palme, czekając na osobę, która ma nam przekazać klucze.

Zorganizowane jest to raczej tak sobie, bo mamy w dokumentach tylko nr domu, brak nr mieszkania. W spisie lokatorów pod nr 8 widnieje Interhome, idziemy więc po schodach szukając takiego numeru, ale ku naszemu zdumieniu na każdym piętrze są jedynie numery 1 i 2! Doszłyśmy tak do strychu, po czym sprawdziłam w dokumentach – nasze mieszkanie jest na 3 piętrze. Ale które to trzecie?

Alka mądrze poradziła – jedziemy windą! Super, wciskamy 3, wychodzimy z windy. Mamy do wyboru dwoje drzwi, na jednych jakieś nazwisko, na drugim nic. Dzwonimy – cisza… Co dalej? Próbuję dzwonić pod numer pani, która jest odpowiedzialna za wydanie nam kluczy, ale miły głos tłumaczy nam po węgiersku (po angielsku na szczęście też) że ten numer jest nieprawidłowy. Super! Pozostaje telefon do Interhome – to oni uzgodnili z tą panią wcześniej, że możemy być rano a nie o zwykłej porze oddawania kluczy, czyli 16.00. Dzięki temu mogłyśmy zostawić rzeczy w mieszkaniu a nie w przechowalni bagażu. Tylko że … mieszkanie zamknięte…

W Interhome powiedziano, że spróbują się skontaktować. No i siedzimy. Alka zwiedziła wszystkie piętra, ja sprawdziłam, że – niestety – nie ma tu żadnej niezabezpieczonej sieci Internetu – buuu! No więc, korzystam z czasu, i piszę. Wolałybyśmy  zostawić plecaki i pójść w miasto, ale… Trochę (czy tylko?) jestem wkurzona, bo gdyby mi powiedziano, że nie ma takiej możliwości, żeby się pojawić w mieszkaniu wcześniej, pojechałybyśmy na dworzec i zostawiłybyśmy bagaże w przechowalni i już teraz łaziłybyśmy po mieście a tak… zwiedzamy klatkę schodową…

Lot był w porządku, choć zaczęło się podejrzanie, bo wjazdu na lotnisko w Warszawie broniły policyjne samochody! Taksówkarz nie bardzo wiedział co zrobić, ale dało się wjechać pod terminal przylotów, i stamtąd dostałyśmy się na poziom odlotów, gdzie – wszystko było w absolutnym porządku! O co chodziło z tą policją, nie mam pojęcia…

Nasze mieszkanko (ale kiedy je zobaczymy?) znajduje się w samym śródmieściu, tuż obok słynnej ulicy Vaci i mostu Elżbiety. Most widziałyśmy po wyjściu z metra, ale ulica Vaci jest nadal tajemnicą… Jakoś tak, kiedy gdzieś jadę, każda stracona minuta wydaje mi się wiekiem…

Kombinowałyśmy, czy kupić trzydniowy bilet za ok. 50 zł na komunikację miejską, który byłby ważny do niedzieli w nocy, czy kupić bilety w bloczku, co wychodzi nieco taniej, niż kupowanie pojedynczych biletów. Postanawiamy głównie chodzić, więc kupujemy bilety w bloczku, zobaczymy czy to był dobry wybór. No tak, jeśli przesiedzimy pół dnia na tych schodach, to faktycznie, zaoszczędzimy. Jak widać, trochę jestem wkurzona… Pani w Interhome powiedziała: może tej osobie się zapomniało… Hmm… Biorąc pod uwagę, że wcześniej pisałam do niej mail (bez odpowiedzi) i prosiłam też osobę, mieszkającą w Budapeszcie o telefon do niej (i nie udawało się dodzwonić), to … jaka to gwarancja kontaktu i rzetelności? … W jaki sposób skontaktują się z nią pracownicy Interhome, skoro ja nie mogę?...

Alka przeszła się trochę w okolicy – pada… Może ta informacja odrobinę złagodzi moje rozgoryczenie… No dobra, to idę połazić, Alka niech tu czeka!

  • Pierwsza stacja metra Kobanya-Kispest
  • wysiadamy w centrum przy Ferencik Ter
  • jadąc ku światu - co tam będzie?

(godzina 13) Siedzimy w hali targowej, przed nami szklanice piwa i puste kokilki po gulaszu. Życie jest troszkę piękniejsze., choć nadal nie mamy gdzie mieszkać… Hala robi wrażenie, jest elegancka, czysta, siedzimy w restauracji, za gulasz i piwo dla 2 osób zapłaciłam 2160 forintów.

Za chwilę ruszamy w miasto – plecaki na plecach, część rzeczy schowałyśmy do schowka z licznikami prądu na naszym piętrze… Miejmy nadzieję, że znajdziemy je tam po powrocie. Nie mamy też drogi powrotnej – rano wejście do budynku było otwarte bo prowadzone były jakieś prace w budynku, ale potem wejście zamknięto, więc jeśli nasza pani się nie pojawi, nikt nas nie wpuści…

Dopijamy piwo i idziemy na podbój Budapesztu – ulicą Vaci do końca. A deszczyk sobie pada..

Po drodze wchodzimy do centrum handlowego, siadamy przy jakimś barku i tu udaje mi się złapać internet! Pozdrowionka! 

  • Hala targowa, nasze schronienie
  • Spotkanie na ulicy Vaci
  • w hali targowej
  • najstarsza hala targowa w mieście
  • węgierskie produkty
  • zdjęcie z pierwszego piętra
  • niezwykła konstrukcja hali
  • z pierwszego piętra
  • tu jemy gulasz
  • podjadłam, teraz piszę:)
  • spojrzenie z restauracji na halę
  • gra światła
  • nasza restauracja

Budapeszt  jaki na razie udaje nam się zobaczyć  jest całkiem inny od tego, co pamiętam z moich studenckich pobytów tutaj, i od tego Budapesztu, który oglądałam przed wyjazdem w przewodnikach i na Kolumberze. Jaki? Chyba taki, jakiego nikt nie widział, a przynajmniej – nie pokazał. Różne odcienie szarości, lekkiego zamglenia, w którym chowa się tajemnica. I ten Budapeszt próbujemy złapać do pudełka, co przy siąpiącym deszczu i całkowitym zachmurzeniu nie jest łatwe.

Widzimy również na każdym kroku coś, czego wolałybyśmy nie widzieć i szkoda nam, że właśnie w tym momencie to się dzieje. Panuje tu chyba dzisiaj jakieś sprzątanie świata, a może sprzątanie strychów i piwnic. Na ulicach tego zazwyczaj schludnego miasta na każdym  kroku piętrzą się sterty śmieci, czasem ogromne jak góry. Stare materace, masa drewna z rozbitych mebli, czasem prawdziwe skarby, jakie by się chciało zabrać ze sobą (podziwiamy dwa stare, przepiękne niegdyś wiklinowe fotele bogato zdobione, a następnie faceta, który z tą zdobyczą idzie przez miasto, żałuję, że nie ośmieliłyśmy się zrobić mu zdjęcia…). Najczęściej  jest to jednak po prostu wielki, paskudny śmietnik.

Leży to co parę kroków na chodniku, ludzie przedzierają się przez te przeszkody, turyści z wyraźnym zdziwieniem i niesmakiem. Każdej z tych stert pilnują bezrobotni? imigranci? których jest tu masa. Grzebią w śmieciach, wyciągają to, co mogłoby się przydać, podejrzewam, że sprzedają jakieś skarby, resztę pakują, ładują na samochody, przyczepy. Mam nadzieję, że to wszystko zniknie z ulic zanim stąd wyjedziemy. Z pewnością takie oczyszczanie domów jest warte podziwu, ale dlaczego akurat dziś?...

  • piękna płyta w chodniku
  • a to co?
  • na hulajnodze sobie jedzie...
  • śmieci na naszej ulicy
  • eleganckie domy a przed nimi śmieci
  • most Elżbiety w deszczu
  • szczegół
  • panowie grają w przejściu
  • chłopak moknie
  • drzewo i góra zamkowa w oddali
  • most Elżbiety we mgle
  • nadjeżdża tramwaj
  • krzesła, krzesła
  • nabrzeże
  • lutowy widok
  • skarby w śmieciach
  • piękna galeria
  • galeria

Przed powrotem do domu robimy zakupy.  Jesteśmy przed wejściem o 16.20, dzwonimy – nikt nie otwiera! Teraz zaczynamy się bać! Ktoś mógł zapomnieć, że była umowa, że przyjedziemy rano, ale o 16 mamy odebrać klucze zgodnie z regulaminem! Czekamy jeszcze 10 minut i znów dzwonię do Interhome. Pani jest wyraźnie wystraszona. Mówi, że się dowie, może ktoś coś wie… Pytam, a jeśli ta osoba się nie znajdzie? – Będą panie musiały znaleźć hotel, a ta osoba będzie musiała zwrócić wam pieniądze… Odkłada słuchawkę, a my przerażone perspektywą szukania hotelu?!?!? … wyciągania pieniędzy od kogoś, nie wiadomo kogo?!?!? … wydobycia jakoś z niedostępnego teraz trzeciego piętra naszych bagaży?!?!?… próbujemy wymyślić, kogo by tu w Polsce poprosić o telefon do Interhome i pertraktacje, bo ja stracę tu fortunę na telefony….

W tym momencie pojawia się pani, po angielsku mówi tylko „Interhome”, prowadzi nas, jakby nigdy nic, do mieszkania. Uff… Nie reaguje na to,  że po przybyciu na piętro wyciągamy ze schowka z licznikami nasze bagaże… Chcę się dowiedzieć, dlaczego nie pojawiła się rano, dlaczego spóźniła się po południu, ale jakiekolwiek wyjaśnienia nie mają sensu, bo nie da się dogadać. Pani prześciela łóżka, krząta się.

Dzwonią z Interhome i mówią, że właśnie się dowiedzieli, że już jesteśmy w mieszkaniu. Okazuje się, że pani ma inny numer telefonu niż w naszych dokumentach, nazywa się chyba też inaczej, i nic nie wiedziała o tym że miałyśmy być rano. Hm… Przepraszają, życzą nam miłego dalszego pobytu…

Na pociechę pani nie chce od nas zastawu, który z takim trudem zbierałyśmy! Umawiamy się na poniedziałek na 6.30, a Alka przebiegle dedukuje: to jak ona się znowu spóźni, zostawimy klucze w drzwiach i pójdziemy sobie!

Jesteśmy zmęczone, niewyspane, przemoczone, głodne – ale zadowolone że wreszcie mamy to nasze mieszkanko!  Mamy nasze zakupy, choć nie potrafimy włączyć kuchenki, nie mamy czajnika, ale jest mikrofalówka, da się ugotować wodę na herbatę, jest dobrze!

No dobra, ale jest 18, przecież nie zostaniemy w domu! Na dworze pada, na łażenie po mieście nie mamy już siły. Proponuję: pojedźmy dzisiaj na basen, jutro może będzie ładnie, to zobaczymy Budapeszt by night. Obie jesteśmy mało przekonane do tego pomysłu, tym bardziej, kiedy się okazuje, że jakimś cudem … zapomniałam w domu specjalnie kupionego na ten cel czepka! Czy wpuszczą mnie bez czepka? Jest pomysł, żeby zrezygnować dzisiaj, jest taki, żeby jednak spróbować, a jak nie wpuszczą, pojedziemy  metrem do Budy.

Ruszamy. Jeden przystanek niebieskim metrem, a potem przesiadamy się (z tymi samymi biletami) do najstarszej linii metra, żółtej. Jest to metro Franciszka Józefa, oddane  do użytku w 1896 roku, z okazji 1000 lecia Węgier. Eleganckie, stylowe przystanki  wzbudzają naszą zachwyt. Obie patrzymy na metro poprzez „Kontrolerów”, wyobrażamy sobie ich tutaj, czujemy ich. Chcemy końcową stację przy kąpielisku obfotografować, ona jednak okazuje się dużo mniej atrakcyjna (została wybudowana, podobnie jak pierwsza stacja w centrum niedawno). Dlatego postanawiamy w powrotnej drodze wysiąść na jakiejś stacji i porobić zdjęcia.

Ze stacja metra Szechenyi Furdo wychodzi się wprost przed budynek kąpieliska. Niezwykłe wrażenie, bo przed nami piękna zabytkowa cudnie oświetlona budowla, nad którą unosi się kłębami para… Wewnątrz konsternacja, bo przy kasach jest masa informacji, ale wszystkie po węgiersku i nie mam pojęcia, czy te informacje, które zebrałam są zgodne z prawdą. Pani w kasie nie bardzo mówi po angielsku, ale na pytanie o czepek mówi, że to nie ma takiego wymogu. UFFF! Bierzemy jeden bilet z kabiną, drugi bez, dzięki temu mamy wygodę, i płacimy mniej (razem 4940 F). Dostajemy jakieś dziwne zegareczki plastikowe na ręce i idziemy do wejścia…

Okazuje się, że przy wejściu na te zegareczki wgrana jest informacja o naszych biletach i kabinie. Potem zegareczkami możemy otwierać kabinę. Mimo, że słyszałam że z biletem na baseny można skorzystać z urządzeń zewnętrznych i wewnętrznych, okazuje się, że nie, nasze bilety dotyczą basenów zewnętrznych.  Szkoda, miałam nadzieję zobaczyć wszystko co tu jest, ale patrzymy na tych co się tam na  świeżym powietrzu taplają, nie wyglądają na nieszczęśliwych!

Owijam się ręcznikiem i wychodzę na zewnątrz, żeby najpierw porobić trochę zdjęć, co z nich wyjdzie, nie wiem, ale pięknie oświetlone budynki i baseny pełne ludzi osnute mgłą przy wieczornym niebie  to niezwykły widok, a sama świadomość, że w kostiumie kąpielowym chodzę po dworze w ten lutowy mokry i chłodny wieczór…

Potem odnoszę aparat i wchodzę do wody. Jest ciepła jak kąpiel w wannie! Razem z Alką odkrywamy poszczególne atrakcje – jest tu taki jakby labirynt wodny, gdzie prąd porywa człowieka ze sobą, i płynie się dookoła. Niektórzy próbują się złapać brzegu i nie dać porwać prądowi, inni kręcą się, podskakują, niektórzy nawet próbują pływać pod prąd! Zabawa przednia!

Wychodzę z wody (z miejsca robi się chłodno) i biegnę do dużego basenu. Brr, tu woda jest sporo chłodniejsza. Szybko przemierzam długość basenu tam i z powrotem i wychodzę, by znów wejść do tego z atrakcjami – wrażenie, jakby ta woda była po prostu gorąca. Tak robię kilka razy. Choć do pełni szczęścia brak śniegu, to jednak bieganie w mokrym kostiumie w lutym po dworze to przeżycie warte spróbowaniaJ Mokre, owinięte wilgotnymi ręcznikami robimy sobie nawzajem zdjęcia, żeby upamiętnić naszą tam obecność.

Odkrywamy następnie, że inne atrakcje to prąd wody skierowany od brzegu, kiedy się dobrze ustawić, działa to jak bicz wodny, masuje idealnie! W innym miejscu woda bulgoce, tam próbujemy utrzymać się w miejscu, siadać na wodzie, nie dać się przewrócić…

Wychodzimy z wody kiedy już naprawdę nie mamy sił. Wycieramy się przemoczonymi wodą z basenu i deszczu ręcznikami, szybko zaczynam odczuwać zmęczenie całym tym dniem. Wstałyśmy przed piątą, łaziłyśmy z plecakami po deszczu, wydenerwowałyśmy się, a teraz wyszalałyśmy się w wodzie, która nas wymasowała, wyciągnęła z nas resztkę sił. Idąc do metra pstrykamy jeszcze zdjęcia tego cudnego, niezwykłego miejsca, wspaniałej budowli z której unoszą się wciąż kłęby pary. A ja myślałam na początku – co za bzdura, jechać do Budapesztu i marnować czas na basenie! Szczęśliwi Budapesztanie, że mogą tu wracać kiedy zechcą…

 

  • Stacja metra
  • bajeczne kąpielisko
  • 26 lutego, ok 8 stopni, lekko kropi
  • zaraz wskakujemy do wody
  • ...
  • ...
  • ...
  • ...
  • pływam sobie:)
  • Alka też pływa
  • w głębi basen pływacki
  • ostatnie spojrzenie na to cudne miejsce
  • Kabina
  • O tej godzinie wychodzimy z kąpieliska
  • kasa biletowa już pusta
  • zegar na cudnej ścianie
  • kawiarenka
  • Alka robi zdjęcia
  • zachwycam się
  • magia
  • para buch...

Choć bardzo chcemy być już w łóżkach, nie zapominamy o tym, by wysiąść na następnej stacji i obfotografować ją, bo warto. Chciałybyśmy też zachować dźwięk, jaki się rozlega w pociągu po przybyciu do stacji – niezwykła muzyka, jakiej nigdy nie skojarzyłabym z metrem.

To milenijne metro Franciszka Józefa jest jakieś inne – nie tylko w stylu, ale też przystanki są częstsze, pociągi krótsze, muzyczka milsza…

  • Żółta, najstarsza linia metra
  • mnie się tu podoba!
  • Elegancja, styl
  • pierwsza stacja przed Szechenyi Furdo
  • każda stacja jest w takim stylu
  • wyjście
  • jakieś schowki?
  • peron

Choć myślałam, że będę spać jak zabita po tych wszystkich przeżyciach, niestety, w nocy walczę z hałasami – najpierw chyba bardzo silny wiatr targa żaluzjami, a wcześnie rano zaczynają się uliczne hałasy, wzmocnione kursującymi na okrągło śmieciarkami.  Czyżby była nadzieja na to, że dziś już będzie czysto…? W końcu kawa i pisanie relacji z wczorajszego wieczora. Trzeba obudzić Alkę i ruszać w miasto! Nie pada, choć niebo zasnuwają ciężkie chmury. Tradycyjnie bolą mnie nogi, ale tak już chyba musi być…

Dziś penetrujemy Budę…

Siedzimy sobie w restauracji na Starym Mieście. Tak nam się idiotycznie złożyło, że tu dotarłyśmy w momencie największego głodu i zmęczenia, a wiadomo, jak na Starym Mieście jest drogo. Szukanie miejsca, żeby usiąść, ogrzać się, skorzystać z toalety no i zaspokoić głód zajęło nam z godzinę. Ale teraz, prócz  braku Internetu, nie jest źle… Zamówiłam zupę rybną, Alka leczo, porcje nie są wcale takie małe, popijamy piwo...

Po wyjściu z domu przeszłyśmy przez Most Elżbiety, wspięłyśmy się na Górę Gellerta, potem zeszłyśmy do Hotelu Gellerta, zaglądając przez ogrodzenie na teren basenów (nieczynne). Potem przeszłyśmy do Kościoła Skalnego, ale niestety – był w remoncie…

  • żółty kościółek przy Veres Palne
  • nasz kościółek
  • Vaci utca
  • skrzynka na listy
  • tablica pamiątkowa
  • wchodzimy na most Elżbiety
  • spojrzenie przez most
  • turecka łaźnia Rudas z 1570 roku
  • wchodzimy na górę Gellerta
  • most Elżbiety z połowy drogi
  • łaźnia Rudas z góry
  • wspinając się na górę Gellerta
  • most Elżbiety i Pest
  • Święty Gellert zza gałęzi
  • spojrzenie na most Elżbiety
  • święty Gellert
  • most Elżbiety
  • Statua Wolności ukryta w gałęziach
  • panorama
  • cytadela, impresja
  • spojrzenie w dół
  • w oddali parlament i wyspa Małgorzaty
  • most Szechenyi
  • przystanie w Peszcie
  • widoczek
  • stąd widać naszą halę targową
  • południowa strona Budapesztu
  • Peszt
  • schodząc w kierunku hotelu Gellerta
  • hotel Gellerta za drzewami
  • Dunaj zza drzew
  • hotel Gellerta
  • zaplecze hotelu z basenami
  • puste baseny przy Hotelu Gellerta
  • basen hotelu Gellerta
  • hotel Gellerta od tyłu
  • widok na most Szabadsag spod fontanny (?)
  • kopuła fontanny
  • most Szabadsag
  • piękny zielony most
  • pomnik przed Kościołem Skalnym na tle mostu
  • jeszcze raz zielony Szabadsag

Z okolic Gellerta wzdłuż wybrzeża, w przeszywającym wietrze wracamy do mostu Elżbiety, i dalej przez Taban człapiemy do kolejki Siclo przy moście Łańcuchowym, którą wjeżdżamy na wzgórze zamkowe. Niestety, mimo że dziś nie pada, a nawet przez dużą część dnia świeci słońce, a termometry uliczne pokazują koło 10 stopni, wieje przeszywający, lodowaty wiatr. Dlatego czujemy się wysmagane, przemarznięte na wskroś.

Pech nas prześladuje, bo choć dziś już na naszej ulicy nie ma śladu po śmieciach, kolej przyszła na Taban i Stare Miasto! Zwiedzanie tych urokliwych uliczek, gdy co chwila trafia się na sterty śmieci, leżących tu chyba od wczoraj, bo przesiąkniętych zapachem wilgoci – nie jest miłe. Trzeba mieć pecha, żeby trafić w te miejsca właśnie wtedy, kiedy urządzana jest taka akcja.

Obchodzimy dookoła zabudowania zamkowe, potem urokliwą (gdyby nie te śmieci) ulicą Uri Utca idziemy do końca. Wracamy w kierunku baszty rybackiej no i zaczynamy szukać miejsca, gdzie dałoby się niedrogo (?!?) zjeść i posiedzieć, a może też złapać połączenie z internetem. Niestety, jak napisałam na początku, jest to prawie niemożliwe…

Nie chciałyśmy opuszczać Starego Miasta bo chcemy wieczorem zwiedzić Labirynt pod Starym Miastem, gdzie o 18 zapalają naftowe lampy… Potem wrócimy Mostem Łańcuchowym na naszą stronę Dunaju i pójdziemy w stronę domu. Kto wie, może jeszcze czynne będzie centrum handlowe, gdzie wczoraj udało mi się połączyć z Internetem… Jeśli tak, będziecie mogli to przeczytać, jeśli nie – kto wie, może uda się jutro…

Jutro mamy w planie Wyspę Małgorzaty, okolice Parlamentu oraz ciekawe miejsca Pesztu. Mnie się cały czas marzy jeszcze łaźnia turecka Rudas, ale … chyba wystarczy.

A teraz siedzimy nadal w restauracji, grzejemy się i wypoczywamy…

  • Kopuła łaźni Rudas na tle mostu Elżbiety
  • most Elżbiety od strony Góry Gellerta
  • idąc dzielnicą Taban
  • kolejka Siclo na górę zamkową
  • wagoniki kolejki
  • herb na murze przy kolejce
  • wjazd do tunelu pod górą zamkową
  • tu się kupuje bilety na kolejkę
  • nasza kolejka
  • widok na most Szechenyi z góry zamkowej
  • Parlament
  • pod nami mijają się wagoniki
  • most łańcuchowy
  • cudne widoki
  • Parlament
  • statek po Dunaju
  • schodki przy kolejce
  • widoki, widoki
  • nieczynna fontanna przy zamku
  • kamieniczki Starego Miasta
  • Uri Utca
  • kamieniczka
  • kamieniczki i jeździec
  • kościół Macieja w remoncie
  • Baszta Rybacka
  • Św. Stefan przed kościołem Św. Macieja
  • Święty Stefan
  • most i wyspa Małgorzaty, jutro tam będziemy
  • Baszta Rybacka
  • uliczki Starego Miasta
  • piękne budynki Starego Miasta
  • co chwile przebiegają jacyś biegacze
  • cudne dachy tych budowli
  • wieża kościoła Marii Magdaleny
  • Alka głodna i zmarznięta
  • figurka wśród zarośli
  • Uri Utca
  • kolorowe kamieniczki

Labirynt był nieco straszny, mokry, nieco śmierdzący, i próbował nas oszukać: a to jakieś ślepe zaułki, a to archeologiczne odkrycia = ślady ludzkiej stopy sprzed 40 milionów lat, a także laptopa i komórki z owych czasów. Chodziłyśmy z lampą naftową po ciemku, po kałużach z nadzieją że może jednak uda nam się stamtąd wydostać. Śladów kości uprzednich turystów nie znalazłyśmy, pewnie je sprzątają przed wpuszczeniem nowych.

Potem zeszłyśmy w dół po schodkach zachwycając się cudnie oświetlonym miastem. Wiatr odfrunął i spacer zrobił się całkiem miły.

Teraz piszę siedząc na jakiejś drewnianej skrzyni na ulicy Vaci. W sklepach nie znalazłam internetu ale udało się na ulicy, no to tutaj piszę:)

Zaraz idziemy do domu, pozdrawiamy wszystkich i do jutra! Plany na jutro to Parlament i różne ciekawe miejsca w Peszcie. A w poniedziałek rano - fru, do Warszawy. Dobranoc! 

  • zapada zmrok
  • Stare Miasto wieczorem
  • wieczór na Starym Mieście
  • kupuję bilety do Labiryntu
  • bierzemy lampę naftową
  • tu się można zgubić bez trudu
  • odpoczynek
  • zastygła postać na koniu
  • studnia z winem
  • z kranu leci czerwone wino
  • studnia
  • trudno się powstrzymać
  • jakaś zatopiona postać
  • schodzimy z góry zamkowej
  • most łańcuchowy
  • most Szechenyi wieczorem
  • cudnie oświetlony most
  • spacer po moście
  • Budapeszt jest fantastycznie oświetlony
  • góra zamkowa
  • pisząc te słowa :)

Dzisiejszy dzień postanowiłyśmy zacząć spacerem w kierunku Parlamentu. Udało nam się znaleźć figurkę chłopca? dziewczynki? (różnie piszą) na barierce nabrzeża. Szłyśmy bulwarem, który po raz pierwszy zobaczyłyśmy w pierwszy dzień, w deszczu i obawie, co z nami będzie. Dziś świeci słońce, trochę wieje, ale jest bardzo ładnie i przyjemnie.

Parlament obeszłyśmy, wartownik nie pozwolił wejść na dziedziniec. U nas też tak jest? Potem poszłyśmy nabrzeżem w kierunku mostu Małgorzaty. Most jest w remoncie, więc nie wygląda zachęcająco, ale cóż to jest po naszych śmieciowych przeżyciach z poprzednich dni...

Na wyspie wszyscy biegają, jeżdżą na rowerach, spacerują, relaksują się. Rosną tam piękne platany.

Po przejściu wyspy do mostu Arpad idziemy znów w kierunku Budy, ale to będzie Obuda - najstarsza część Budapesztu. Moim zamiarem jest znaleźć deszczowe panie przed muzeum Petofiego. A również langoski - zapragnęłam spróbować tych placków, widziałam je wcześniej, ale wtedy nie byłam głodna, teraz zaczynam mieć coraz większą ochotę właśnie na taką przekąskę... 

  • piękny budynek na początku naszej ulicy
  • po drugiej stronie Szabad Sajto Ut
  • wychodzimy przejściem na drugą stronę
  • piękny słup przy Vorosmarty ter
  • słup - zbliżenie
  • "mała królewna nad Dunajem"
  • Chłopiec siedzący na barierce
  • i jeszcze raz
  • idąc nabrzeżem w kierunku Parlamentu
  • mijamy most Łańcuchowy
  • po drugiej stronie podzamcze
  • cudne kopuły kościoła kalwińskiego
  • kościół na statku
  • Parlament ukazuje się w głębi ulicy
  • piękna kamienica
  • stylowy daszek nad wejściem kamienicy
  • zbliżenie rzeźby przy wejściu
  • parlament
  • parlament i pomnik poety Jozsefa Attili
  • Jozsef Attila, pomnik Laszlo Martona
  • jeszcze raz parlament
  • parlament za drzewami
  • piękny pomnik, ale nie wiem czyj
  • kamienica z pięknym poddaszem
  • wchodzimy na most Małgorzaty
  • parlament pod słońce z mostu Małgorzaty
  • spojrzenie z wyspy na Dunaj i Peszt
  • lutowe widoki na Wyspie Małgorzaty
  • takimi pojazdami można jeździć po wyspie
  • ruiny klasztoru Franciszkanów
  • posążek
  • w lutym też może być pięknie
  • ogromne drzewo
  • wieża ciśnień
  • wieża ciśnień
  • wieża ciśnień wśród nagich gałęzi
  • i jeszcze raz, wieża ciśnień
  • kościół Św. Michała z XII wieku
  • Grand Hotel
  • ogród japoński
  • karmnik w ogrodzie japońskim
  • rusałka w ogrodzie japońskim
  • drugi koniec wyspy z mostu Arpada

Obuda jest całkiem niezwykła! Jest tu przystań kajakowa z warstwą lodu na powierzchni wody, jest niezwykły kolorowy długi dom na wprost mostu, jest sztuczne lodowisko na placyku, jest piękny plac Szentlelek. Deszczowe panie z parasolami stoją sobie na swoim miejscu, choć idą przed siebie, są stale tam...

Nie ma tylko langoszków, a głód się zwiększa... To już nie głód na przekąskę, to głód na jedzenie! Dochodzimy do pięknego parterowego domu, przed którym stoi drewniany stary wóz, a nad drzwiami szyld zaprasza smakowicie: Kehli Vendeglo... Spieramy się, co robić. Widzę zupę rybną, widzę ceny całkiem przystępne, patrzę na zegarek, to jest TA godzina, to jest nasz ostatni dzień. Widzę jeszcze WIFI... Wchodzimy...

  • uroczy kościółek na tle wzgórz Obudy
  • przystań skuta jeszcze lodem
  • przystań, widziana z mostu Arpada
  • stylowy budynek przy placu Szentlelek
  • drewniane okiennice
  • plac Szentlelek
  • przy placu Szentlelek
  • podwórze
  • ciekawość
  • lodowisko
  • panie z parasolkami Imre Vargi
  • jedna z pań
  • druga pani
  • trzecia pani
  • czwarta pani
  • ostatnie pożegnanie z paniami
  • w głębi długi i bardzo kolorowy blok mieszkalny
  • przejście podziemne pod mostem Arpada
  • Alka pstryka a ja tu siedzę
  • w przejściu
  • hieroglify i wykopaliska
  • w przejściu
  • wykopaliska na tle czerwonej ściany
  • stare i nowe
  • pierwsze spotkanie z Kehli Vendeglo

I jesteśmy tutaj, przy tym stole ze świecą, kelnerzy uwijają się, brak tylko do szczęścia węgierskiej muzyki... Ze zdjęć przed wejściem wynika, że bywa, ale pewnie wieczorem...

Szczęście w zenicie... Wczorajsze jedzonko na Starym Mieście było koniecznością, ratowaniem się przed "umarciem z głodu", a zupa rybna i lecso w kokilkach były namiastką. Dziś powtórka z rozrywki, ale - lokal piękny, stylowy, świeca na stoliku, nastrój, przed restauracją stoi stary drewniany wóz, obsługa przesympatyczna, a jedzenie ... słów brak!

Na naszą kieszeń była do wyboru, zupa rybna, gulasz, lecso. Po zastanowieniu wybrałam zupę rybną, bo w Polsce nie ma szans, Alka wybrała lecso. Do tego piwo. Chciałoby się po kieliszku wina, ale - to już ponad stan.

Zupę podano mi w czerwonym garnuszku, z chochelką. Ilość - nakarmiłoby się pewnie rodzinę. Ale nie ze mną takie numery, nabrałam wszystko, co do kropelki! Zupa prawdziwa, nie kawałki ryby w wywarze, czuć że faktycznie to nie tylko bulion, ale tak jak należy, prócz kawałków (wielu) jest w niej wiele ryby... Do tego w kubeczku czerwona papryczka do samodzielnego doprawienia. Alka zajada swoje lecso, obie pożeramy też doskonały chleb - oj, chleb to oni tu mają dobry.

No i żeby szczęście było zupełne, jest tu legalne i prawdziwe wifi, na hasło, działa jak burza, nie trzeba szukać sygnału po sklepach! No to piszę... 

Najedzone, rozgrzane, pokrzepione piwem, zaspokojone możliwością przekazania wiadomości przez WIFI zaczynamy zbierać się do dalszej drogi...

Przed nami spacerek z Obudy przez podzamcze do mostu (tylko jeszcze nie wiem którego), a potem ... co nam przyjdzie do głowy...

Życie jest piękne! Obuda to jest to!   

  • Kehli Vendeglo, tu weszłyśmy i miałyśmy rację!
  • wejście do restauracji
  • wnętrze
  • nastrój
  • piękny wystrój restauracji
  • wnętrze urządzone ze smakiem
  • bardzo nam się tu podoba
  • świeca na naszym stole
  • jedzonko przynieśli natychmiast
  • lecso na talerzu, halaszle w garnuszku
  • lecso Alki
  • moja zupa rybna
  • nastrojowe kąty restauracji
  • ostatnie spojrzenie i w drogę
  • drewniany wóz przed wejściem

Plan na dziś zawierał ciekawe miejsca w Peszcie. Wyszło trochę inaczej…

Z restauracji w cudownym nastroju wychodzimy , kierując się wzdłuż rzeki w stronę Starego Miasta. Mijamy  proste, stylowe kamieniczki Obudy, dzielnica jest spokojna, cicha.  Mijamy kąpielisko Lucacs. Dochodzimy do Mostu Małgorzaty, mijamy go, idziemy dalej ulicą i oczom naszym ukazują się tureckie kopuły łaźni Kiraly, budynek jest bardzo niepozorny, nie przyszłoby mi do głowy że znajduje się tutaj słynne tureckie kąpielisko z XVI wieku. Następnie dochodzimy do przepięknego kościoła kalwińskiego  - jej niezwykłe, rude kopuły podziwiałam z wielu punktów  miasta. Chcemy wejść do srodka, ale niestety, kościół jest zamknięty.

Mamy w planie dostanie się jeszcze dzisiaj do dzielnicy żydowskiej i zobaczenie Synagogi, miałyśmy też spenetrować dokładniej naszą dzielnicę. Już widać, że to nam się już nie uda – zapada zmrok, zanim tam dotrzemy, będzie ciemno… To wina zmarnowanego czasu w pierwszy dzień (nie z naszej winy...).  Co zrobić, postanawiamy dostać się do dworca Keleti.

Przechodzimy znów, jak wczoraj, przez most łańcuchowy, podziwiając świetlne widoki z każdej strony. Jakie bogate w piękne miejsca jest to miasto, i jak cudnie potrafi się nimi pochwalić, szczególnie wieczorem…

Nasza decyzja pierwszego dnia, by kupić bloczek biletów a nie bilety trzydniowe okazała się strzałem w dziesiątkę! Poruszamy się głównie piechotą, z 10 biletów zostało nam jeszcze 4, a więc zostawiając dwa bilety na rano – dojazd do lotniska, mamy jeszcze dwa, które teraz wykorzystujemy aby dojechać metrem do dworca.

Dworzec  jest niezwykły! Cudny budynek, a w nim – zaraz po wejściu – po prostu stoją pociągi… Na peron mogą wejść tylko pasażerowie z biletami. Kolejna magiczna budowla tego pięknego miasta…

Z Keleti wracamy ulicą Koszutha piechotą. Ulica jest szeroka, elegancka, pełna pięknych dumnych budowli, hoteli, eleganckich sklepów. Idzie się z przyjemnością, mimo zmęczenia. Dochodzimy do Ferencik Ter, tu skręcamy w naszą uliczkę…

I tak kończy się nasza budapesztańska przygoda… Jutro raniutko wyruszamy metrem w stronę lotniska, przesiadamy się następnie w autobus a potem w samolot… Przed jedenastą będziemy w Warszawie… Ale wspomnienia zabieramy ze sobą…

  • Obuda, kolorowe domy
  • w tle tej uliczki wieża ciśnień na wyspie
  • zabudowania Obudy
  • ciekawa kamienica
  • jakaś turecka budowla
  • stara turecka kopuła
  • proste i piękne kamienice dzielnicy Podzamcze
  • zabytkowe tureckie kąpielisko Kiraly z XVI w.
  • zabytkowa część kąpieliska Kiraly
  • Kiraly
  • skutery, przystań i Parlament
  • kościół kalwiński
  • niezwykłe ściany kościoła
  • górna część kościoła kalwińskiego
  • bajkowa ulica Podzamcza
  • już się ściemnia
  • przejście pod mostem łańcuchowym
  • w przejściu ktoś mieszka
  • most Łańcuchowy z górującym lwem
  • nocne spojrzenie na Siclo
  • most Łańcuchowy
  • portret lwa na tle mostu
  • spojrzenie na most Elżbiety i górę Gellerta
  • światła Dunaju
  • zamek królewski
  • niezwykły dworzec Keleti
  • na dworcu Keleti
  • nadjeżdża pociąg
  • ściana frontowa Keleti
  • tam się buduje
  • przejście podziemne pod Blaha Lujza ter
  • przejście podziemne
  • magiczna uliczka

... to znaczy, na lotnisku w Budapeszcie, ale reszta się zgadza:)

Za półtorej godziny odlatujemy. Na lotnisku jest bezpłatne wifi, ale fajnie! Tylko że teraz, raniutko, trochę myśli do głowy nie przychodzą. Więc tylko pozdrawiam tych, co byli wirtualnie z nami, a jakieś złote myśli napiszę już z domu. Zjemy resztę zapasów i ustawiamy się w kolejce do check in.

Pozdrowionka! 

  • Budapeszt, 6.45, pałace Klotyldy, pożegnanie
  • nasza stacja metra
  • a to już Kobanya-Kispest, pierwsza (i ostatnia)
  • na lotnisku fruwają ptaszki
  • kolorowe ptaki na lotnisku
  • nasz samolocik
  • zaraz wsiadamy i do domu!

Nie należę do malkontentów, nie daję się niepowodzeniom. A więc, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wyjazd był wspaniały.

Tak w skrócie mówiąc - Budapeszt warto zobaczyć również w lutym, również w deszcz, również - a  może szczególnie - w nocy. Warto odwiedzić kąpieliska, ja odczuwam niedosyt, choć mi się to wydawało na początku bez sensu.

Ludzie (których spotkałyśmy) byli bardzo uczynni i mili. Parę razy ktoś zaproponował pomoc, widząc, że szukamy czegoś na planie. Również kontrolerzy w metrze (KONTROLERZY!!!) tłumaczą, objaśniają, posługują się słabym, ale jednak angielskim. Kierowcy zatrzymują się ZAWSZE kiedy widzą pieszego stojącego przed przejściem. Byłyśmy w szoku! Przepuszczali nas czasem nawet, kiedy mieli zielone światło!

Dla tych co szukają sklepów spożywczych - jest ich (w centrum) bardzo mało! Nie to co u nas, tam trzeba się naprawdę naszukać jakiegoś sklepu. Podobnie, jest masa restauracji, winiarni, ale brak tanich barków i maleńkiej gastronomii. Nie mówię o Mac Donaldzie czy pizzy, którą można zjeść wszędzie - nie po to tam pojechałam.

W metrze chyba nie ma zakazu picia alkoholu, bo widziałyśmy młodzież z piwem. 

Po psach się sprząta! Wiem, widziałam na własne oczy!

Język... ech, chyba nigdzie nie miałam takich problemów z zapamiętaniem tambylczych słów... Nie nauczyłam się ani dzień dobry, ani do widzenia... To co mi zapadło w pamięć, to kijarat (wyjście) i kesenem (dziękuję) - choć tego ostatniego uczyłam się parę dni.

Wbrew temu co piszą w przewodniku, w metrze bilet skasowany jest ważny (ale tylko w metrze) 60 minut, więc nie trzeba kasować nowego zmieniając linię metra. Początkowo miałyśmy trochę problemów ze zrozumieniem, jak się przedostać z jednej linii do drugiej (na stacji przesiadkowej), nie było to logiczne. Wytłumaczyli nam KONTROLERZY :)

Wino w restauracji, według mnie, jest bardzo drogie. Myślałam, że gdzie jak gdzie, ale w Budapeszcie, wino będzie tanie. Jednak ponad 2 tys. forintów za kieliszek to przesada.

Uwaga, jeśli szukacie czyjegoś prywatnego mieszkania! W Budapeszcie na każdym piętrze mieszkania mają numery od 1! Czyli, na pierwszym piętrze 1,2,3, na drugim 1,2,3 i tak dalej... O czymś takim nigdzie dotąd nie słyszałam.

Jak mi się coś jeszcze przypomni, to dopiszę:) 

I jeszcze tylko ogólne podsumowanie - było super:) 

Zdjęcia - slawannka i Alka. Dziękuję bardzo Mamie Marka i Markowi za pomoc w przygotowaniach! 

Może komuś się te informacje przydadzą.

Samolot LOTu W-wa - Budapeszt - Warszawa - 366, 84 zł

Mieszkanie Interhome (wygrane w konkursie Kolumbera) - Veres Palne U 27 (śródmieście, tuż obok ulicy Vaci, Peszt) - 0 zł :)

Bloczek 10 biletów 2600, bilet jednorazowy 320?.

Bilet z lotniska do 1 stacji metra nr 200E – 400 forintów, autobus jedzie ok. 30 min.

Metro – niebieska linia, do stacji Ferencik ok. 15 min.  

Kolejka Siclo – 840 w jedną stronę, w dwie – nie pamiętam.

Labirynt 2000 F 

Cena 100 forintów - 1,69 zł

Kehli Vendeglo (wg przewodnika Wiedzy i Życia): "Doskonałe, dawno zapomniane budzińskie i peszteńskie potrawy podawane są tu w dużych porcjach. Lokal ten, założony w starej Budzie ponad 100 lat temu, był ulubioną restauracją Gyuli Krudiego, wielkiego węgierskiego pisarza i smakosza. Poziom od tamtych czasów nie obniżył się ani odrobinę. www.kehli.hu

(cdn) 

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. avill
    avill (04.01.2013 21:52) +1
    Z wielką przyjemnością przeczytałam i obejrzałam Twoją relację. Jeszcze raz gratuluję nagrody.
    Pozwolę sobie zadać kilka pytań dotyczących Budapesztu, ale to jeszcze za chwilkę, jak się wyedukuję z tego miasta. Pozdrawiam :)
  2. iwonka55h
    iwonka55h (14.10.2012 14:46) +1
    W Budapeszcie byłam w 1984 roku, miasto bardzo mi się podobało, mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę, bo wiem, że warto. Cieszę się, że Twoje zdjęcia przywróciły wiele wspomnień, szkoda trochę pogody, bo słońce to jednak słońce.
  3. kahlan77
    kahlan77 (07.07.2012 10:00) +1
    Super wycieczka po Budapeszcie,chlodno mi sie zrobila.I dobrze u Nas 15 na + ,ale jest noc wiec nie ma sie co dziwic.Dobrze ze kilma jest w domu :).W dzien mamy do +30.Pozdrawiam.
  4. aniachal
    aniachal (28.04.2011 23:09) +1
    No super! Wrócę tu w weekendzik, spedzić go sobie na plus plus plus ;o))))
  5. memi39
    memi39 (07.12.2010 22:39) +1
    Wspaniała podróż, właśnie wybieram się na Sylwestra do Budapesztu więc wszystkie twoje wskazówki przydadzą się.Super:)
  6. na_biegunach
    na_biegunach (26.06.2010 23:57) +1
    Fajnie opisane. Kocham Budapeszt, to jedno z moich ukochanych miejsc w Europie.
  7. kanguria
    kanguria (25.03.2010 16:00) +1
    Mam nadzieję odwiedzić Budapeszt jesienią, dzięki za relację, wydrukuję ją i będę podążać Twoimi śladami :)
  8. lmichorowski
    lmichorowski (13.03.2010 14:14) +1
    Slawannko, dotarłem do końca i dziękuję za spacer po pięknym (nawet w lutym) Budapeszcie - Köszönöm szépen a séta a gyönyörű Budapest.
  9. kubdu
    kubdu (12.03.2010 20:20) +1
    Biorę nawet te początkowe, bo i tak lepsze niż "integracyjny" nocleg w koszarach i niezapomniana (oby od dziś zapomniana) wspólna kąpiel "wielopokoleniowa" przy dosyć wygórowanej cenie wycieczki. Uczymy się na błędach.
  10. slawannka
    slawannka (12.03.2010 20:08) +1
    Bierz moje, które tylko zechcesz, tylko nie te początkowo-problematyczne:)
  11. kubdu
    kubdu (12.03.2010 19:57) +1
    Wyjazd Wspaniały ? Poczułam trochę tęsknoty za słońcem,którego życzę Ci na co dzień i w każdej podróży. Twoje emocje przekazane nam tak bezpośrednio i zachwyt basenami i architekturą przyćmiły jak widzę niemiłe wrażenia z "powitania". Ja też uległam. Ale brak małych knajpek, gdzie serwowali wspaniałe domowe obidy, gdzie jadali Węgrzy na co dzień strasznie mnie zdołował. To było coś co wspominałam najprzyjemniej, bo nie życzę nikomu zorganizowanej wycieczki (jeszcze tak fatalnej, jak ta z moim udziałem). Pożyczam trochę Twoich wspomnień wymazując na zawsze te nieciekawe własne.
  12. rebel.girl
    rebel.girl (12.03.2010 16:41) +1
    tak, tak, tak... wiem przecież, tylko mnie zaćmiło ;))) już cicho tam... bo się czerwona robię ;)
  13. slawannka
    slawannka (12.03.2010 16:22)
    Alka to Alina:)
  14. rebel.girl
    rebel.girl (12.03.2010 14:40) +1
    sławanko, podczytuję sobie w wolnych chwilach i już powoli zbliżam się do cdn., więc plusa na podróż z przyjemnością daję, a zdjęcia - cóż, zdjęcia muszą trochę poczekać w kolejce na lepsze czasy ;) ale sporo już widziałam niezalogowana - bardzo sympatyczne ujęcia ;) i chyba sprawdza się duet z alicją ;)
  15. duzinek
    duzinek (11.03.2010 0:31) +1
    Podróż sama w sobie zasługuje na plusa. A postawiłabym dodatkowego za to, że chyba jako jedyna zwyciężczyni, Sławka podzieliła się z nami nagrodą (chyba się nie mylę, jak kogoś pominęłam to przepraszam).
  16. lmichorowski
    lmichorowski (10.03.2010 23:26) +1
    Dałem plusa za podróż, ale do Budapesztu jeszcze wrócę, gdyż jestem dopiero w połowie podróży. Pozdrawiam.
  17. jendell
    jendell (10.03.2010 21:54) +1
    Slawannko byłyśmy w Budapeszcie w tym samym czasie :) Relacja cudowna, zdjęcia przepiękne.
  18. slawannka
    slawannka (10.03.2010 21:53)
    Zaraz - który komentarz...? Taż ja poważna jestem niezwykle!
  19. arnold.layne
    arnold.layne (10.03.2010 21:49) +1
    Po prostu doskonały film :-)
    Piwni? :-) No niech Ci będzie :-)))
    Dawno się tak nie ubawiłem( czytając Twój komentarz :-)))))
  20. slawannka
    slawannka (10.03.2010 21:38) +1
    nie winni, tylko piwni:)
    Obejrzałam znów Kontrolerów... Co jest w tym filmie takiego, że mogę go oglądać w tył i w przód...?
  21. arnold.layne
    arnold.layne (10.03.2010 19:29) +1
    :-)))))
    Nie tłumacz się ;-)), tylko winni się tłumaczą :-))))))
  22. slawannka
    slawannka (10.03.2010 16:27) +1
    Ojej, mój poprzedni komentarz dotyczył wpisu, którego już nie ma, a nie żadnego z Waszych!!!! Arnoldzie, nie bierze tego przypadkiem do siebie!!! Był tu spam i na niego zareagowałam (bo ja na spam reaguję agresywnie;)
  23. slawannka
    slawannka (10.03.2010 10:24) +1
    Ale ja za oferty itp z góry dziękuję, nie prosiłam o nie! Dla mnie to jest spam którego sobie tutaj nie życzę!
  24. arnold.layne
    arnold.layne (09.03.2010 22:45) +1
    Na te lektury znajdź wolny czas jak najprędzej - satysfakcja gwarantowana ;-))
  25. slawannka
    slawannka (09.03.2010 9:21) +1
    Fiera, to ciekawe z tymi numerami mieszkania - Hiszpania i Węgry... bratanki:)
    No, i dziękuję:)
  26. fiera_loca
    fiera_loca (08.03.2010 23:53) +2
    ciekawa relacja...alez przeboje z mieszkanie interhome,hehehe,ale na szczescie z happy end'em.
    Jesli chodzi o numery mieszkan , w Hiszpanii jest tak samo :))) zatem nieodosobnieni sa Wegrzy w swej numeracji.
    W adresie podaje sie zawsze nr pietra i nr mieszkania.
    Aha,no i gratuluje wygranej , juz skonsumowanej :)
  27. slawannka
    slawannka (08.03.2010 21:59) +1
    Arnoldzie, dzięki za podpowiedź lektury, w wolnym czasie... :)
  28. arnold.layne
    arnold.layne (08.03.2010 21:25) +1
    Sławo, dla lepszego zrozumienia Węgier i Węgrów, należy przeczytać "Gulasz z turula" Krzysztofa Vargi.
    Padło w Twojej relacji nazwisko Gyuli Krudy'ego, polecam nostalgiczną książkę Sandora Maraiego "Sindbad wraca do domu". Niestety w czasie naszego pobytu w Budapeszcie nie miałem pojęcia o Maraiu i Krudym, nie wybraliśmy się do Obudy, gdzie do tej pory stoi dom Krudy'ego...
  29. kolumberka
    kolumberka (08.03.2010 19:20) +1
    przesympatyczna `opowieść` !
  30. slawannka
    slawannka (06.03.2010 8:42)
    Wiedziałam, wiedziałam że to powiesz:) Nie wiem, jak się przyciąga takie problemy, ale niech Ci będzie:)
  31. zfiesz
    zfiesz (05.03.2010 23:39) +1
    qrcze... przeczytałem twoją relację przedwczoraj rano, zaraz po pracy. ale byłem niezalogowany i... teraz zapomniałem co chciałem napisać:-( poza tym, oczywiście, że jak zwykle ciekawie i z bolącymi nogami;-)

    aaa! pamiętam! po raz kolejny udowodniłaś, że masz niezwykły dar przyciągania (drobnych) kłopotów, o których później fantastycznie się opowiada:-)
  32. bkrystina
    bkrystina (05.03.2010 23:26) +1
    Sławko, życzę dalszych przygód ze szczęśliwym zakończeniem :)
  33. kuniu_ock
    kuniu_ock (05.03.2010 20:04) +2
    "Byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie..." ;) ciągu dalszego piosenki Elektrycznych Gitar nie przytoczę, gdyż nie uchodzi ;)
    Kawałek przeczytałem, ale całość ogarnę w najbliższym czasie :) Gdybym teraz się wkręcił, to na bank jutro bym nie wstał do pracy ;)
    Zatem - w najbliższym czasie spodziewaj się nalotu, Sławo :)
    Pozdrówki :)
  34. slawannka
    slawannka (05.03.2010 19:57)
    Nie było tak źle - pogoda była "sucha" w sobotę i niedzielę, tylko piątek był pechowy! Ale też ładnie było, choć inaczej:)
  35. dino
    dino (05.03.2010 15:56) +1
    Hmmm, jedno tylko Sławo Wam nie dopisało....sucha pogoda. Ale wrażeń wiele :)))
  36. slawannka
    slawannka (03.03.2010 22:00)
    Zdjęcia się dodają, po troszkę:)
  37. sagnes80
    sagnes80 (03.03.2010 21:55) +1
    świetne zdjęcia z basenu:)
  38. slawannka
    slawannka (03.03.2010 8:25)
    Smyczku, dwie fotki masz jak w banku:) I to na zachętę, będą już dzisiaj! Reszta po troszkę...
  39. smyczek1974
    smyczek1974 (03.03.2010 4:14) +1
    No a nie mówiłem.....że bedzie fajnie!!!Teraz jeszcze tylko poproszę o dwie fotki a przyznany wczesniej plusior jest jak najbardziej na miejscu.
  40. dino
    dino (03.03.2010 3:05) +1
    ojejeku.....toż to tyle słów spisanych tu leży.....muszę z rana zajrzeć na dłużej... :))
  41. dingo11
    dingo11 (02.03.2010 22:51) +3
    fantastyczna eskapada :))
  42. slawannka
    slawannka (02.03.2010 22:31) +1
    Hehe, schowek na rzeczy, drewniana skrzynia na ulicy do pisania relacji, herbata z mikrofalówki... to jest to:)

    Ja też czekam na zdjęcia... (to znaczy, na czas, żeby je przygotować...) Obiecuję, w tym tygodniu będą, jak nie wszystkie, to chociaż część...
  43. sagnes80
    sagnes80 (02.03.2010 18:53) +2
    Sławo czyta się świetnie twoje opowieści!
    dodatkowy plus za oryginalny schowek na rzeczy ;) pozdrawiam i czekam na zdjęcia!
  44. kolumberka
    kolumberka (02.03.2010 17:25) +2
    gratulacjee ! i czekam na zdjęcia ;-))
  45. slawannka
    slawannka (28.02.2010 15:50) +1
    No tak, zamiast tytuł wpisałam komentarz, trudno, tak zostanie:)
  46. slawannka
    slawannka (28.02.2010 15:49) +1
    Dzień 3, Obuda jest niezwykła!
  47. slawannka
    slawannka (27.02.2010 20:13) +1
    Dzięki, Agnieszko, pozdrowienia z drewnianej skrzyni:)
  48. sagnes80
    sagnes80 (27.02.2010 11:44) +2
    ja już daję plusik! uwielbiam relacje "na żywo" :) udanego pobytu i czekam na ciąg dalszy!!!
  49. slawannka
    slawannka (18.02.2010 8:59) +1
    Kasiu, dziękuję i bardzo bardzo gratuluję nowego pasażera!

    Fakt, że te termy mnie zafascynowały, cieszę się już na nasze kąpielisko, ale po głowie mi chodzi jakby tu jeszcze wpaść do tureckiej łaźni, tylko pojęcia nie mam "come si fa" (czyli, jak to się robi...)
    W tej chwili muszę najpierw dobrze zrzucić z siebie wszelkie pozostałości choróbska, żeby mieć siłę na łażenie, pływanie i emocjonowanie się...
  50. fotokresy
    fotokresy (18.02.2010 8:25) +3
    Gratuluje i zazdraszczam!
    Kolezanka byla w zeszlym roku w Budapeszcie i ciagle wspominala o tych termalnych zrodlach, chyba zrobily na niej najwieksze wrazenie.
    My moze zrobimy Wegry w tym roku? Chyba bardziej prowincja, ale i o Budapeszt trzeba bedzie zahaczyc. Jesli sie uda. Bo w tym roku przybyl nam nowy pasazer - na razie ma 10 dni ;)
slawannka

slawannka

Sława, czyli: www.jedziemynasycylie.pl
Punkty: 146741